Beth O’Leary “Współlokatorzy”. Książka na poprawę humoru?

Beth O’Leary “Współlokatorzy”. Książka na poprawę humoru?

Na Legimi w swojej kategorii była przedstawiona jako książka, przy której można się pośmiać. Chwilę czekała na mojej półce, bo miała to być powieść obyczajowa na tzw. gorsze czasy.

Ten gorszy czas nastał, gdy moja młodsza latorośl poważnie się rozchorowała, a ja dokładnie w tym czasie uraczyłam się thrillerem psychologicznym o nastoletnich samobójcach. Brawo ja. Gdy było już po wszystkim (po chorobie i po przeczytaniu książki) musiałam odetchnąć. To był najlepszy moment na książkę z dużą dawką humoru.

Szalony pomysł na fabułę

Tiffy musi znaleźć nowe lokum – jak najszybciej i jak najtaniej. Leon potrzebuje pieniędzy. Decydują się zamieszkać razem i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że primo mają się nigdy nie spotkać, secondo: mają dzielić wspólne łóżko.

Ona: musi jak najszybciej wyprowadzić się od swojego chłopaka i jest bardzo zdeterminowana. On: jest pielęgniarzem na oddziale paliatywnym i pracuje tylko na nocne zmiany. Ich codzienny grafik pozwala na to, by rzeczywiście nie mieli ze sobą żadnego kontaktu.

To nie miało prawa się wydarzyć?

Beth O’Leary stworzyła dwójkę bohaterów, których z założenia nie da się nie lubić, chociaż oboje różnią się od siebie chyba wszystkim. Tiffy — pracuje – pracuje w niewielkim wydawnictwie za najniższą krajową, kocha szalone ciuchy, które nałogowo nabywa w sklepach charytatywnych. Budzi sympatię większości osób, które ją poznają. Leon jest bardzo małomówny i ani trochę towarzyski, a większość jego myśli pochłania troska o brata, który niesłusznie trafił do więzienia.

Pomimo tych różnic oraz założeń wspólnego mieszkania oboje się do siebie zbliżają. Nawiązują przyjaźń, choć nigdy nie widzieli się na oczy — zostawiają – zostawiają sobie wiadomości na samoprzylepnych karteczkach. W końcu oczywiście muszą się spotkać po raz pierwszy, a czytelnik tylko czeka na ten moment.

Nie tylko książka na poprawę humoru

Współlokatorzy to nie tylko lekka i zabawna historia miłosna. Beth O’Leary podjęła w swojej powieści niełatwe tematy. Przemoc psychiczna, stalking, toksyczna miłość, a dalej także depresja osadzonych w zakładach karnych.

Nie wszystko złoto, co się świeci. Czyli dlaczego się nie śmiałam.

Bardzo mocną stroną Współlokatorów są główni bohaterowie — Tiffy i Leon. To bardzo wyraziste postaci, które na kartkach powieści uczą się miłości od nowa. To prowadzi często do śmiesznych sytuacji. Towarzyszą temu zabawne dialogi i przemyślenia bohaterów. Ale żeby to była karuzela śmiechu? To nie – raczej poczułam niedosyt.

Podjęciu trudnych tematów było chyba na siłę. Czasem są potraktowane zbyt pobieżnie, a czasem zachowanie bohaterów staje się irytujące.

Nie będę ukrywać — bardzo kapryszę podczas czytania powieści obyczajowych. Te, które określane są jako zabawne muszą wywoływać łzy śmiechu, a nie lekki uśmiech. Niemniej jednak — miała to być lekka, przyjemna i zabawna powieść obyczajowa. I taka właśnie była.

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Angelika

    Ta książka co jakiś czas mi się gdzieś przewijała i obiecałam sobie, że w końcu po nią sięgnę. No i proszę – przekonałaś mnie, że właśnie nadszedł ten czas. 🙂 Też mam spore wymagania co do książek obyczajowych, więc spokojnie mogę Ci zaufać w kwestii tej rekomendacji.
    PS Bardzo podobają mi się grafiki przy Twoich postach! 🙂

Dodaj komentarz